Z okazji premiery książki wybitnego psychologa Waltera Mischela, podsumowującej badania nad odraczaniem gratyfikacji, tygodnik Polityka opublikował ważny wywiad z prof. Mirosławem Koftą, psychologiem osobowości, który mówi także o cieniach samokontroli. 

Zrzut ekranu 2015-06-10 o 11.04.25

Dla chętnych do obejrzenia zabawny filmik obrazujący procedurę „kuszenia” dzieci. Widać na nim różnice w umiejętności odraczania gratyfikacji: część dzieci potrafi poświęcić natychmiastową nagrodę na rzecz większej, ale odroczonej w czasie.

 

Po co odraczać gratyfikację?

Walter Mischel odkrył, że umiejętność odraczania gratyfikacji, którą wykazywały się niektóre dzieci w jego badaniach, przekłada się na ich wyniki w testach szkolnych i to bardziej niż inteligencja. Dzieci, które „umiały się powstrzymać” miały także mniej konfliktów z prawem, były mniej otyłe i miały lepsze osiągnięcia zawodowe. Można powiedzieć: pięknie, tyle zalet!

Philip Zimbardo i John Boyd, mówiący o tym, jak gry video zmieniają dziś mózgi naszych dzieci, mówi o konieczności trenowania odraczania gratyfikacji u dzieci, bo w ich środowiskach coraz mniej jest sytuacji, które uchodziły kiedyś za naturalny trening. W wywiadzie tygodnika Polityka prof. Mirosław Kofta mówi jednak nieco więcej o cieniach odraczania gratyfikacji, które z perspektywy klinicznej i psychoterapeutycznej są szczególnie ważne i pozwolę sobie odnieść się do nich krótko.

Czy zawsze dobrze się kontrolować?

Profesor Kofta wymienia kilka istotnych, nie zawsze dostrzeganych przez Waltera Mischela wad odraczania gratyfikacji.

  1. Samokontrola może oznaczać tłumienie niepożądanych myśli, intencji lub stanów emocjonalnych. Odpychamy je, ale gdzie? Co się z nimi dzieje? Czy przypadkiem nie wracają one do nas jak bumerang?

Dużo łatwiej jest wpłynąć na zachowania niż przeżycia. To ważne szczególnie w kontekście dzieci, które dość łatwo oduczyć nawyku, ale to, że zaprzestanie ono np. krzyczenia, by zwrócić na siebie uwagę dorosłych, wcale nie oznacza, że nie przeżywa zazdrości, kiedy zajmują się oni czymś innym. Wzmożona samokontrola wiąże się z uczuciem frustracji. Jeśli nie wolno mi TERAZ tego, co chcę, tylko mam na to czekać, przeżywam konflikt między chęcią bycia „grzecznym”, a potrzebą zaspokojenia pragnienia. Jeśli takich konfliktów mam wiele, coś muszę robić ze swoją frustracją. Emocje są jak wąż ogrodowy: zatkamy końcówkę, to woda gdzieś indziej znajdzie swoje ujście.

2. Jaka jest granica między samokontrolą, a wycofaniem, czy nieśmiałością? Jaka jest granica między umiejętnością zatrzymania pokusy, a wycofaniem chęci sięgania po coś pożądanego?

Grzeczne dzieci, to te, u których frustracja zmieniła się w wycofanie, a zadowolenie rodziców zastąpiło inne, nie akceptowane przez nich dziecięce pragnienia. Nie rozrabiają, nie sprawiają kłopotów, nie drażnią. Znają swoje miejsce i zasady. Nie przekraczają ich, nie eksplorują. Potrafią zadowolić rodziców i uszanować ich zdanie i pracę. Pamiętają, żeby wziąć worek do przedszkola, nie mówić z pełnymi ustami i zawsze słuchać pani. Ale po drodze, ups!, zapomniały jak się bawić. A jako dorośli potrafią dobrze odnaleźć się w strukturze firmy, ale nie potrafią kreatywnie podejść do problemu. Potrafią funkcjonować, ale nie potrafią się cieszyć. Wolą nie przeżywać radości, bo to oznaczało dawniej czyjąś złość. Boją się odrzucenia, więc nie ryzykują np. nowych rozwiązań. Boją się wolności, więc po nią nie sięgają. Wakacje przerażają ogromem możliwości.

3. Samokontrola nie może być bez końca, bo nasze ego ma ograniczone zasoby.

To prawda, co pisze Philip Zimbardo. Dzisiejsze czasy są natychmiastowe: od gier komputerowych, przez komunikację, jedzenie, randkowanie, podróżowanie- wszystko odbywa się szybciej niż 30 lat temu. Dzieciom trudno więc uwierzyć, że jak się przyłożą dziś, to za 10 lat osiągną więcej (celebryci i bogowie youtube’a udowadniają przecież że to nie prawda), jak wytrzymają na lekcji 45 minut, to nauczą się czegoś fajnego, jak cierpliwie hodować będą roślinę, to poznają tajemnice biologii, a jak dbać będą o jakość przyjaźni, a nie ilość znajomych na Facebooku, to doświadczą wsparcia i ważnej więzi.

Warto więc dawać”unatychmiastowionym” dzieciom okazje do ćwiczenia samokontroli. Ale nie zawsze i wszędzie. I raczej nie poprzez treningi zbliżone do eksperymentalnych warunków Testu Marshmellow. A najlepiej, we wspólnej zabawie. Grając w Chińczyka, trzeba poczekać na swoją kolej, ale jaka radość, jak w końcu wyjdzie się z domku i zbije pionek innego gracza. Hodując rzeżuchę na Wielkanoc, czekając na prezent na urodziny, zbierając pieniądze na zabawkę też uczymy odraczania gratyfikacji.

Zdecydowanie warto także dawać dzieciom doświadczenia przeciwne do samokontroli. Doświadczenia wolności i radości, w których nie muszą się powstrzymywać: samodzielnej zabawy, plastycznej kreatywności, zrobienia czegoś „natychmiast”, bez czekania na odroczoną nagrodę. Jeżeli będziemy to robić czasem, w warunkach miłości i akceptacji, to wcale nie zepsuje naszego dziecka i nie rozpuści go. Nauczy, że można się cieszyć w pełni.

 

Rola rodziców

Zastanówmy się więc, czego oczekujemy od naszych dzieci? Jak mogą uczyć się reguł, a jak kreatywności i radości. Czy mają możliwość jednego i drugiego? Nie bójmy się ich emocji. Tylko poprzez akceptację tych emocji i pracę nad sposobem ich wyrażania możemy nauczyć dzieci akceptacji siebie samych.

Prof. Kofta zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny element. To, czy dzieci umiały odraczać gratyfikacje w Teście Marshmellow było związane z zaufaniem, jakim obdarzały eksperymentatora. Jeżeli więc nam, jako rodzicom, warto ufać (że np. wieczorem znajdziemy czas na wspólną zabawę i dlatego nie chcemy bawić się przy śniadaniu kiedy trzeba wyjść do szkoły i pracy, albo że kupimy upragnioną zabawkę, ale nie teraz tylko na dzień dziecka, bo to duża rzecz), dzieci nauczą się czekać na coś ważnego. Jeżeli jednak zawsze coś będzie nam wypadać, odraczanie gratyfikacji nie będzie się opłacało.

***

Walter Mischel, Test marshmallow. O pożytkach płynących z samokontroli, wyd. Smak Słowa, Sopot 2015

Wywiad Marcina Rotkiewicza z prof. Mirosławem Koftą dostępny na stronach Polityki.

O autorze: Bartosz Szymczyk

bartosz-szymczyk-psycholog

Jestem psychologiem i terapeutą pracującym z parami i rodzinami. Prowadzę konsultacje i terapię, pomagam parom i rodzinom przezwyciężyć kryzysy: relacyjne i wychowawcze.

Bartosz Szymczyk jest członkiem Sekcji Naukowej Terapii Rodzin Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, kształcił się i stażował w Zakładzie Terapii Rodzin CM UJ.

W Ogrodach Zmian prowadzi: