Powrót taty
Dziś obchodzimy Dzień Ojca. Dobrze, kiedy jest go z kim obchodzić, bo statystyki pokazują, że tylko około dwudziestu procent dzisiejszych dzieci będzie miało ojców przy sobie przez najważniejsze rozwojowo lata życia. Czasem będą, ale inaczej. Oddzieleni: innym domem, kuratorem, regulacją sądu. Emigracją zarobkową. Niekiedy mimo więzi, miłości i dużych umiejętności wychowawczych. Albo pojawią się w nastoletniości, jako znalezisko, przybysz.
A czasem nie będzie ich w ogóle. Z własnej woli wycofają swoją obecność, a nawet symboliczną troskę w postaci alimentów. Albo z cudzej woli, „bo tak będzie lepiej”. Niektórych zabierze choroba, albo wypadek. Jeszcze inni będą, ale raczej symbolicznie, wpatrzeni w ekrany i sami jakby za szklanym ekranem własnych problemów i porażek, dobitnie uśredniając statystykę mówiącą, że ojciec poświęca dziecku średnio 4 minuty uwagi dziennie. Stan opłakany, jakby ojców gdzieś wcięło.
Sztafeta pokoleń
Trudno być obecnym prawdziwie w życiu dziecka, jeśli samemu nie doświadczyliśmy uważnej obecności ojca. Skoro my nie zasługiwaliśmy na czas naszych ojców, to często włącza się program nadrabiania zaległości: szukania uznania i docenienia w pracy, społecznej hierarchii, sukcesie finansowym i zawodowym.
Nawet zasada kontrastu „mój tata nie bawił się ze mną, więc ja będę więcej bawił się ze swoim dzieckiem” nie do końca się sprawdza, bo choć może prowadzić do zmiany, to nie wiadomo czym ma być ta zabawa, jak to robić. Czasem taka postawa zamienia się też w rywalizację z własnym ojcem, a gdzieś w tym gubi się samo dziecko i więź.
Trudno być tatą?
Socjologowie rodziny mówią, że kryzys ojcostwa to efekt dwóch czynników: wojny, w której zginęło wielu mężczyzn, często będących autorytetami, co spowodowało męską próżnię; oraz emancypacji kobiet, które nie tylko weszły w dotąd męską strefę pracy, władzy i aktywności, ale także zdominowały (pod nieobecność mężczyzn) dyskusję o rodzicielstwie. Choć moje pokolenie ojców zdecydowanie bardziej niż nasi właśni ojcowie stawia na rodzinę i życie poza pracą, często zderza się z problemem braku wzorców. Skutkuje to tym, że albo sięgamy do stereotypów kulturowych i próbujemy być „ojcami macho”, albo nie mogąc uczyć się od innych ojców, próbujemy naśladować matki i z czasem czujemy się w tej roli nie na miejscu. Te próby naśladownictwa pokazują, że często nie wiemy jak być ojcem i szukamy swojej drogi. Mężczyźni są w tym dość osamotnieni, bo jeszcze więcej mężczyzn odwleka wiązanie się i posiadanie dzieci, również po to by nie musieć odpowiadać na pytanie: jak być ojcem?
Jakim być tatą?
Wydaje mi się, że do ojcostwa wiedzie wiele dróg i chyba lepiej, jeżeli są one współtworzone samemu w rodzicielskiej parze, a nie powstają poprzez naśladownictwo wzorców (np. matkowania albo stereotypu męskości), opozycję (na siłę inaczej niż mój ojciec), czy usilne różnicowanie od matki (nie będę matkował, muszę inaczej!). Żyjemy w określonych warunkach rodzinnych i ekonomicznych, a kultura daję więcej niż kiedyś zgody na wymienność różnych ról.
Dwie rzeczy wydają mi się jednak jazdą obowiązkową.
1. To co ojciec może zrobić dobrego dla dziecka, to być dobrym dla jego matki.
To dzięki temu córka może uczyć się co to znaczy być kobietą szanowaną i kochaną. Dzięki temu uczy się co to jest kobiecość – nie poprzez wieczną koncentrację ojca na córce i adorowanie jej przy jednoczesnym opuszczeniu relacji z żoną (np. żona świetnie zarabia, jest sprawniejsza, nie ma dla mnie uwagi, więc skupię się na córce, bo jej uśmiech wynagradza mi chłód żony – za pewne przeżywającej opuszczenie i faktycznie niechętnej). Właśnie wtedy, gdy córka jest świadkiem tego jak ojciec jest zakochany w matce i jak ją szanuje, uczy się że można być kochaną kobietą.
To dzięki temu syn uczy się, że kobieta nie jest gorsza i słabsza, a męskość nie polega na wygrywaniu każdej rywalizacji, ale na szacunku, trosce i odpowiedzialności. To właśnie patrząc na miłość i szacunek ojca względem matki, syn uczy się męskości.
Co to znaczy być dobrym dla matki? W różnym wieku dziecka co innego. Na początku, po narodzinach, to wspieranie matki i zgoda na to, że tworząca się więź matka-dziecko ma prymat nad potrzebami uwagi i intymności męża do żony. Zgoda ta nie oznacza jednak rezygnacji z roli ojca i męża i wycofania. Wsparcie dla tej relacji, a z czasem coraz większa aktywność ojca jest niezbędna. W późniejszych latach to bycie partnerem w odpowiedzialności i decyzjach, okazywanie szacunku i miłości partnerce, dawanie przestrzeni, ale i przejmowanie inicjatywy, zgodnie z potrzebami związku stanowią o byciu dobrym dla matki.
2. Bycie obecnym, uważnym i nie przytłaczającym
Bycie obecnym to podjęcie roli przewodnika, kogoś kto objaśnia świat, uczy wrażliwości, daje warunki do tego, by dziecko bezpiecznie ten świat poznawało, kogoś kto inspiruje i zaciekawia, ale nie steruje.
Bycie uważnym to dawanie swojego czasu i uwagi, kształtowanie własnej wrażliwości, po to, by dziecko mogło czuć się kochane i czerpać z tego siłę.
Nie przytłaczanie to zachowanie bezpiecznej granicy między sobą (np. światem swoich trosk i problemów, światem związku, światem seksualności) a dzieckiem oraz nie przekierowywanie uczuć (miłości, albo złości) z matki na dziecko.
Życzenia
Z okazji dnia ojca życzę więc wszystkim ojcom: biologicznym, przybranym, ojczymom, ojcom zastępczym, przyszłym ojcom tego, by potrafili znaleźć swoje znaczenie ojcostwa, swój sposób bycia ojcem, by byli obecni i uważni w życiu swoich dzieci i dobrzy dla ich matek. Wierzę, że powrót taty jest możliwy.
A tu profesor Bogdan de Barbaro o byciu ojcem dla córek
O autorze: Bartosz Szymczyk
Bartosz Szymczyk jest członkiem Sekcji Naukowej Terapii Rodzin Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, kształcił się i stażował w Zakładzie Terapii Rodzin CM UJ.
W Ogrodach Zmian prowadzi: